W końcu, po wieelu miesiącach zastoju, w końcu jest rozdział. Napisany, krótszy, ale szykujcie się na cd. niedługo, bo Wena się trzyma. Ale zapraszam do czytania :3
*
Spokój,
cisza, przerywana tylko lekkim szumem strumyka, spływającego w dół
do jeziora. Tego potrzebował Karakuri. Była to najlepsza
alternatywa od czasu, kiedy przygarnął pod swoje opiekuńcze
„skrzydła” Eri. Osamotniony, pozbawiony nawet obecności
Soramusume, miał czas tylko dla siebie. W tym całym zawirowaniu,
związanym ze ślubem, ucieczką i innymi problemami związanymi z
osobą jego córki, w końcu mógł na trzeźwo skupić swoje myśli.
Mógł sam siebie postawić w osąd i spytać: „Czy jestem dobrym
ojcem, skoro moja własna, rodzona córka mnie nienawidzi?”. Teraz
miał czas na to odpowiedzieć. Nie był dobrym ojcem. Więc jak mógł
to zmienić? To dopiero było pytanie…
*
Eri
była silna, to trzeba jej było przyznać. Soramusume z większym,
niż się spodziewała trudem, pojedynkowała się z bladoskórą
dziewczyną. Zdawać się mogło, że Zanpakutou była wyszkolona do
granic mistrzostwa w kendo, jednak każda chwila pokazywała iż
Kuroi też niewiele brakowało do tego poziomu. Zgrabnie blokując
uderzenia bokkena, niemal błyskawicznie przechodziła do kontry, nie
dając chwili wytchnienia platynowej duszy.
-
Jesteś…lepsza niż myślałam, Shi-chan. – dysząc nieco,
Soramusume sprzedała komplement rywalce.
-
Mnie walki nauczyła ulica, a Ciebie…cieplutkie sale dywizji. I
teraz pomyśl, która z nas szybciej musiała nauczyć się tego, jak
przeżyć.- odpowiedziała jej z przekąsem Eri. Była cała
posiniaczona, na lewym policzku było widać mocne zadrapanie. Jednak
nie była dłużniczką długo wobec Sory. Strój Zanpakutou był
pokiereszowany, jak nigdy dotąd podczas poważniejszych walk.
-
Jeszcze pożałujesz swojej zbytniej pewności siebie, Eri….- miała
uderzyć ją, kiedy nagle stanęła jak wryta. Bokken wypadł z jej
dłoni, pioruny otaczające salę zniknęły.
-
Ej, Platyno! Czemu nie atakujesz?! – spytała poirytowana Eri,
zdziwiona równocześnie zachowaniem Sory.
-
Otou-san…muszę wracać do niego. Jest zagrożony.- wydukała
dusza, jakby bez emocji. Po chwili, po stojącej naprzeciwko Eri
dziewczynie, nie było śladu.
-
Co się…dzieje ze Zgredem…?- wymamrotała Kuroi, pytając już
tylko powietrze. Nie była świadoma tego, co się działo daleko,
poza jej światem.
*
-
Pobudka, Ichigo…-
-
Daj mi spokój, wczoraj ledwo pozbyłem się chmary Pustych…-
wybełkotał zmęczony Ichigo, leżąc jeszcze pod kołdrą swego
łóżka.
-
Pobudka, śpiochu leniwy! Twoja odznaka wyje jak szalona!-
zdenerwowany Kon zaczął skakać po brzuchu Kurosaki’ego, próbując
go postawić na nogi.
-
Ej, nie prosiłem o taką pobudkę!- Ichigo zerwał się z mebla,
podnosząc za futrzaną łapkę Kon’a.
-
Mówiłem Ci, że odznaka Twoja wykryła coś lub kogoś!-
-
Odznaka?- Kurosaki wypuścił futrzaka na podłogę, biorąc w dłoń
migającą, grzechoczącą odznakę Zastępczego Shinigami. Próbując
wyczuć wrogie reiatsu, pozostał ślepy na inne przyjazne… Przez
okno do pokoju weszła czarnowłosa dziewczyna, z plakietką na
ramieniu.
-
Ichigo, do roboty. Dwunasta dywizja wykryła obecność…czy Ty mnie
w ogóle słuchasz? –spytała Rukia poirytowana ignorancją,
pozbawiającej powagi jej raportu.
-
Oczywiście, że słuch…Rukia?- zaskoczony, odwrócił się w jej
stronę. Po chwili poduszka wylądowała na jego twarzy.
-
Mógłbyś choć trochę się przejąć, tępaku! W mieście wykryto
obecność Arrancara. I to potężnego, jego reiatsu jest na poziomie
Cero, według wyliczeń Dwunastki. –
-
Arrancarzy w Karakurze? Nie pokonałem przypadkiem większość z
nich, w tym część kapitanowie?-
-
Najwyraźniej jakiś przeżył walki w Hueco Mundo. Głównodowodzący
Yamamoto kazał znaleźć najbliższego w terenie Shinigami. Podobno
kapitan Karakuri jest w mieście, ale nie ma z nim kontaktu. A tylko
Ciebie znalazłam, Ichigo.- Kuchiki spojrzała na niego wymownym,
rozkazującym wzrokiem. Wiedząc, że kłótnia byłaby bezowocna,
Ichigo przyłożył odznakę do ciała, które opadło głucho na
podłogę.
-
Nie zamierasz mnie chyba zostawić z tym cielskiem?!- spytał z
wyrzutem Kon.
-
Na pewno coś wymyślisz. Wiadomo, że jesteś przecież bystry,
prawda?-
-
Czy Ty kiedykolwiek wątpiłeś w geniusz mojego bystrego umysłu?!
Myślisz, że nie dam sobie rady?! Nie doczekanie!- Kon, bojowo
nastawiony do zadania opieki nad ciałem młodzieńca, heroicznie
uniósł je łapkami do góry, kładąc na łóżku.- Skop go za
mnie, Ichigo!-
*
Urahara
odpoczywał w swoim sklepie, gdy nagle, chwilę relaksacji przerwał
odgłos otwieranych drzwi. Nowy klient! Trzeba było go przywitać
jak należy, przetoczyły się myśli w głowie Kapelusznika.
-
Witam w sklepie ze słodyczami Urahary! W czy mogę...oh,
Karakuri-san. Dawałeś mi nadzieję na to, że ktokolwiek tu coś
kupi, poza rodziną Kurosaki.- mruknął rozczarowany Kisuke,
spoglądając na kamienną twarz Yakury.
-
Masz go schowanego, prawda?- spytał śmiertelnym szlachcic, ubrany w
czarną, skórzaną kurtkę, jeansy, z nosem przyozdobionym czarnymi
okularami.
-
Zabrałeś gigai, ale zapomniałeś o Cukierku Duszy?- dało się
słyszeć w tonie sklepikarza rozbawienie.
-
Wcześniej nie potrzebowałem Cukierka. Myślę, że znasz obecną
przyczynę, prawda?-
-
To reiatsu...Czuć, że należy do Arrancara, jednak tym razem nie
jest ono zwyczajne.- Urahara poprawił kapelusz, dopasowując się do
powagi sytuacji.
-
Zaopiekuj się gigai, niech nigdzie nie wychodzi, dopóki nie zniknie
zagrożenie.-
-
Masz moje słowo, Karakuri-san.- odpowiedział Kisuke, podnosząc
bezwładne już gigai kapitana. Yakura zaś stał na dziedzińcu
przed sklepem, szata kapitańska tańczyła na wietrze, mimo iż nie
było widać znaków tego żywiołu. Bardziej spostrzegawczy jednak
ujrzeliby, spoglądając w niebo, ciemne chmury, deszczowe,
zbierające się nad miastem...To Soramusume, wróciwszy do swego
„ojca”, uaktywniała się. Szykowała scenę pod swoją kołysankę
śmierci.
*
Sven
bacznie obserwował miasto, stojąc na dachu jednego z apartamentów
mieszkalnych.
-
Pusto, żadnych większych źródeł reiatsu...Tylko gdzie w tej
zapchlonej dziurze znajduje się cukiernia?- był tutaj w jednym
celu: żelki. Nadal nie wierzył, że dał się namówić na tą
misję. I to z tak banalnego powodu, jakim były słodycze. Najlepiej
by było gdyby sama Serek poszła po te głupie żelki. To miasto
było nudne...
-
Ej, A..Arrancarze! Czego tutaj chcesz?!- przemyślenia Svena
przerwało jąkanie mężczyzny, shinigami w fryzurze afro na głowie.
-
Shinigami?...A już myślałem, że zanudzę się na śmierć.-
odpowiedział mu głośno Hevaniero, udając radość w głosie.
-
Wiesz z kim rozmawiasz?! Kurumadani Zennouske, to moje miasto i ja
zostałem wyznaczony na jego opiekuna!-
-
Spadaj stąd, jeśli nie chcesz zostać zwolniony z tej pracy
„opiekuna”.-
-
C-co?! Już ja Ci pokażę, że nie ze mną te...- przerwał
mężczyzna, widząc przed sobą pomarańczowe, krótkie włosy.
Ichigo zjawił się, mogło się wydawać, w odpowiedniej chwili.
-
Ja się tym zajmę, Zennouke-san...- w mężczyźnie wzbierała
złość.
-
W końcu ktoś godny mojej uwagi. Jak się nazywasz, dzieciaku?!-
spytał Sven, zaintrygowany obecnością Kurosakiego.
-
Zastępczy Shinigami, Kurosaki Ichigo. Nie przypominam sobie Twojej
twarzy z Hueco Mundo!-
-
Kurosaki, tak? Czyli to Ty pokonałeś Ulquiorrę i Grimmjowa.
Ciekawe, bardzo ciekawe. Jak wrócę do Hueco Mundo, przekażę mu
pozdrowienia od Ciebie!-Grimmjow?! Ichigo zaskoczony tymi
informacjami, przypomniał sobie ich walkę oraz przykre spotkanie
Szóstego Espady z Nnoitrą
-
To Grimmjow żyje?! Myślałem, że Nnoitra go przeciął!-
-
Nie wiedziałeś o tym? Grimmjow żyje, został z moimi podopiecznymi
w naszym świecie. Zresztą, nie jestem tutaj z własnej woli.-
-
Kim w ogóle jesteś?! Nie dość, że nie kojarzę twarzy to jeszcze
imienia nie znam...- mruknął lekko poirytowany Ichigo.
-
Faktycznie, wybacz mi ten brak szacunku. Sven Hevaniero, Cero Espada
nowo powstałej Nova Espada.- Cero Espada? To stąd pochodziło to
przytłaczające reiatsu, pojawiła się u chłopaka myśl.
-
Nie zaprzeczam, że pojawienie się Arrancara będzie jakąś
rozrywką, po tak długim czasie spokoju. Rukia by mnie zabiła za
jeszcze dłuższą bezczynność.-
-
No to proszę, sprawdź swoją formę, Kurosaki. Chętnie się
przekonam o tym, co pokonało Ciffera.- odpowiedział spokojnym,
zrelaksowanym tonem Sven, wyciągając z sayu Angela.
W
tej samej chwili powietrze przeszyła błyskawica...
-
Kurosaki, wiem, że chcesz walczyć ze Svenem, ale zostaw to mnie.-
głos Yakury zabrzmiał między arrancarem, a chłopakiem.
Kapitańskie haori błyskało, ozdobione wyładowaniami; prawa dłoń
okryta była rękawicą, trzymającą tsubę świetlistej katany.
Sora zaczęła śpiewać.
-
Kolejny gość? Ilu was jeszcze dzisiaj będzie? Chciałem kupić
zwykłe żelki, ale ciągle ktoś mi przerywa, chcąc mnie zabić...-
jęknął niezadowolony Sven, nie ukrywając jednak tego po sobie.
-
Nie traćmy czasu na rozmowy. Ichigo, rób co chcesz, ale jego zostaw
mnie.- Yakura wyprowadził pierwszy atak. Jednak tego, co miało
nastąpić, nic, a nic się nie spodziewał.
-
Tutaj jesteś, Zgredzie! Jak śmiałeś zamykać mnie z So...rą...-
na sekundę przed cięciem, między kapitanem, a Svenem stanęła
Eri. Miała czas tylko rozszerzyć oczy w szoku...
To
be continued...
Bóg mi świadkiem, że nie wiem, co się dzieje, ale wiem, że to wina Serek (oj, te je żele... xD) uno, miło, że "widzimy" jeszcze przepranych do reszty, ale nadal oryginalnych bohaterów Wybielacza, duo, nie wiedziałam że masz takie badassowe alterego =D tres, podobało się!
OdpowiedzUsuńYAAAAAAAAAAAAAAAKUUUUUUUUUUUUUUUUUU!! BAKAYARO! Jak śmiałeś przerwać w takim momencie... *zabiera z łóżka kocyk i zamyka się od środka w szafie*
OdpowiedzUsuńJa w imieniu Serek żądam żelek.! I to w bonusowej ilości, za zwłokę.! W sumie wpadnięcie tam samej, albo z Marv nie jest takim zły pomysłem... Ale Grimmuś zostanie sam *rozterki żołądkowo-sercowe*
Ce więcej, więcej. I szybciej! Proszęęęęęę *robi wielkie proszące kocie paczadła*