poniedziałek, 10 lutego 2014

~Rozdział XVIII: "Inkwizycja? Wielu się jej spodziewa. Ale tego- nikt".

W końcu, po wieelu miesiącach zastoju, w końcu jest rozdział. Napisany, krótszy, ale szykujcie się na cd. niedługo, bo Wena się trzyma. Ale zapraszam do czytania :3


*
Spokój, cisza, przerywana tylko lekkim szumem strumyka, spływającego w dół do jeziora. Tego potrzebował Karakuri. Była to najlepsza alternatywa od czasu, kiedy przygarnął pod swoje opiekuńcze „skrzydła” Eri. Osamotniony, pozbawiony nawet obecności Soramusume, miał czas tylko dla siebie. W tym całym zawirowaniu, związanym ze ślubem, ucieczką i innymi problemami związanymi z osobą jego córki, w końcu mógł na trzeźwo skupić swoje myśli. Mógł sam siebie postawić w osąd i spytać: „Czy jestem dobrym ojcem, skoro moja własna, rodzona córka mnie nienawidzi?”. Teraz miał czas na to odpowiedzieć. Nie był dobrym ojcem. Więc jak mógł to zmienić? To dopiero było pytanie…
*
Eri była silna, to trzeba jej było przyznać. Soramusume z większym, niż się spodziewała trudem, pojedynkowała się z bladoskórą dziewczyną. Zdawać się mogło, że Zanpakutou była wyszkolona do granic mistrzostwa w kendo, jednak każda chwila pokazywała iż Kuroi też niewiele brakowało do tego poziomu. Zgrabnie blokując uderzenia bokkena, niemal błyskawicznie przechodziła do kontry, nie dając chwili wytchnienia platynowej duszy.
- Jesteś…lepsza niż myślałam, Shi-chan. – dysząc nieco, Soramusume sprzedała komplement rywalce.
- Mnie walki nauczyła ulica, a Ciebie…cieplutkie sale dywizji. I teraz pomyśl, która z nas szybciej musiała nauczyć się tego, jak przeżyć.- odpowiedziała jej z przekąsem Eri. Była cała posiniaczona, na lewym policzku było widać mocne zadrapanie. Jednak nie była dłużniczką długo wobec Sory. Strój Zanpakutou był pokiereszowany, jak nigdy dotąd podczas poważniejszych walk.
- Jeszcze pożałujesz swojej zbytniej pewności siebie, Eri….- miała uderzyć ją, kiedy nagle stanęła jak wryta. Bokken wypadł z jej dłoni, pioruny otaczające salę zniknęły.
- Ej, Platyno! Czemu nie atakujesz?! – spytała poirytowana Eri, zdziwiona równocześnie zachowaniem Sory.
- Otou-san…muszę wracać do niego. Jest zagrożony.- wydukała dusza, jakby bez emocji. Po chwili, po stojącej naprzeciwko Eri dziewczynie, nie było śladu.
- Co się…dzieje ze Zgredem…?- wymamrotała Kuroi, pytając już tylko powietrze. Nie była świadoma tego, co się działo daleko, poza jej światem.
*
- Pobudka, Ichigo…-
- Daj mi spokój, wczoraj ledwo pozbyłem się chmary Pustych…- wybełkotał zmęczony Ichigo, leżąc jeszcze pod kołdrą swego łóżka.
- Pobudka, śpiochu leniwy! Twoja odznaka wyje jak szalona!- zdenerwowany Kon zaczął skakać po brzuchu Kurosaki’ego, próbując go postawić na nogi.
- Ej, nie prosiłem o taką pobudkę!- Ichigo zerwał się z mebla, podnosząc za futrzaną łapkę Kon’a.
- Mówiłem Ci, że odznaka Twoja wykryła coś lub kogoś!-
- Odznaka?- Kurosaki wypuścił futrzaka na podłogę, biorąc w dłoń migającą, grzechoczącą odznakę Zastępczego Shinigami. Próbując wyczuć wrogie reiatsu, pozostał ślepy na inne przyjazne… Przez okno do pokoju weszła czarnowłosa dziewczyna, z plakietką na ramieniu.
- Ichigo, do roboty. Dwunasta dywizja wykryła obecność…czy Ty mnie w ogóle słuchasz? –spytała Rukia poirytowana ignorancją, pozbawiającej powagi jej raportu.
- Oczywiście, że słuch…Rukia?- zaskoczony, odwrócił się w jej stronę. Po chwili poduszka wylądowała na jego twarzy.
- Mógłbyś choć trochę się przejąć, tępaku! W mieście wykryto obecność Arrancara. I to potężnego, jego reiatsu jest na poziomie Cero, według wyliczeń Dwunastki. –
- Arrancarzy w Karakurze? Nie pokonałem przypadkiem większość z nich, w tym część kapitanowie?-
- Najwyraźniej jakiś przeżył walki w Hueco Mundo. Głównodowodzący Yamamoto kazał znaleźć najbliższego w terenie Shinigami. Podobno kapitan Karakuri jest w mieście, ale nie ma z nim kontaktu. A tylko Ciebie znalazłam, Ichigo.- Kuchiki spojrzała na niego wymownym, rozkazującym wzrokiem. Wiedząc, że kłótnia byłaby bezowocna, Ichigo przyłożył odznakę do ciała, które opadło głucho na podłogę.
- Nie zamierasz mnie chyba zostawić z tym cielskiem?!- spytał z wyrzutem Kon.
- Na pewno coś wymyślisz. Wiadomo, że jesteś przecież bystry, prawda?-
- Czy Ty kiedykolwiek wątpiłeś w geniusz mojego bystrego umysłu?! Myślisz, że nie dam sobie rady?! Nie doczekanie!- Kon, bojowo nastawiony do zadania opieki nad ciałem młodzieńca, heroicznie uniósł je łapkami do góry, kładąc na łóżku.- Skop go za mnie, Ichigo!-
*
Urahara odpoczywał w swoim sklepie, gdy nagle, chwilę relaksacji przerwał odgłos otwieranych drzwi. Nowy klient! Trzeba było go przywitać jak należy, przetoczyły się myśli w głowie Kapelusznika.
- Witam w sklepie ze słodyczami Urahary! W czy mogę...oh, Karakuri-san. Dawałeś mi nadzieję na to, że ktokolwiek tu coś kupi, poza rodziną Kurosaki.- mruknął rozczarowany Kisuke, spoglądając na kamienną twarz Yakury.
- Masz go schowanego, prawda?- spytał śmiertelnym szlachcic, ubrany w czarną, skórzaną kurtkę, jeansy, z nosem przyozdobionym czarnymi okularami.
- Zabrałeś gigai, ale zapomniałeś o Cukierku Duszy?- dało się słyszeć w tonie sklepikarza rozbawienie.
- Wcześniej nie potrzebowałem Cukierka. Myślę, że znasz obecną przyczynę, prawda?-
- To reiatsu...Czuć, że należy do Arrancara, jednak tym razem nie jest ono zwyczajne.- Urahara poprawił kapelusz, dopasowując się do powagi sytuacji.
- Zaopiekuj się gigai, niech nigdzie nie wychodzi, dopóki nie zniknie zagrożenie.-
- Masz moje słowo, Karakuri-san.- odpowiedział Kisuke, podnosząc bezwładne już gigai kapitana. Yakura zaś stał na dziedzińcu przed sklepem, szata kapitańska tańczyła na wietrze, mimo iż nie było widać znaków tego żywiołu. Bardziej spostrzegawczy jednak ujrzeliby, spoglądając w niebo, ciemne chmury, deszczowe, zbierające się nad miastem...To Soramusume, wróciwszy do swego „ojca”, uaktywniała się. Szykowała scenę pod swoją kołysankę śmierci.
*
Sven bacznie obserwował miasto, stojąc na dachu jednego z apartamentów mieszkalnych.
- Pusto, żadnych większych źródeł reiatsu...Tylko gdzie w tej zapchlonej dziurze znajduje się cukiernia?- był tutaj w jednym celu: żelki. Nadal nie wierzył, że dał się namówić na tą misję. I to z tak banalnego powodu, jakim były słodycze. Najlepiej by było gdyby sama Serek poszła po te głupie żelki. To miasto było nudne...
- Ej, A..Arrancarze! Czego tutaj chcesz?!- przemyślenia Svena przerwało jąkanie mężczyzny, shinigami w fryzurze afro na głowie.
- Shinigami?...A już myślałem, że zanudzę się na śmierć.- odpowiedział mu głośno Hevaniero, udając radość w głosie.
- Wiesz z kim rozmawiasz?! Kurumadani Zennouske, to moje miasto i ja zostałem wyznaczony na jego opiekuna!-
- Spadaj stąd, jeśli nie chcesz zostać zwolniony z tej pracy „opiekuna”.-
- C-co?! Już ja Ci pokażę, że nie ze mną te...- przerwał mężczyzna, widząc przed sobą pomarańczowe, krótkie włosy. Ichigo zjawił się, mogło się wydawać, w odpowiedniej chwili.
- Ja się tym zajmę, Zennouke-san...- w mężczyźnie wzbierała złość.
- W końcu ktoś godny mojej uwagi. Jak się nazywasz, dzieciaku?!- spytał Sven, zaintrygowany obecnością Kurosakiego.
- Zastępczy Shinigami, Kurosaki Ichigo. Nie przypominam sobie Twojej twarzy z Hueco Mundo!-
- Kurosaki, tak? Czyli to Ty pokonałeś Ulquiorrę i Grimmjowa. Ciekawe, bardzo ciekawe. Jak wrócę do Hueco Mundo, przekażę mu pozdrowienia od Ciebie!-Grimmjow?! Ichigo zaskoczony tymi informacjami, przypomniał sobie ich walkę oraz przykre spotkanie Szóstego Espady z Nnoitrą
- To Grimmjow żyje?! Myślałem, że Nnoitra go przeciął!-
- Nie wiedziałeś o tym? Grimmjow żyje, został z moimi podopiecznymi w naszym świecie. Zresztą, nie jestem tutaj z własnej woli.-
- Kim w ogóle jesteś?! Nie dość, że nie kojarzę twarzy to jeszcze imienia nie znam...- mruknął lekko poirytowany Ichigo.
- Faktycznie, wybacz mi ten brak szacunku. Sven Hevaniero, Cero Espada nowo powstałej Nova Espada.- Cero Espada? To stąd pochodziło to przytłaczające reiatsu, pojawiła się u chłopaka myśl.
- Nie zaprzeczam, że pojawienie się Arrancara będzie jakąś rozrywką, po tak długim czasie spokoju. Rukia by mnie zabiła za jeszcze dłuższą bezczynność.-
- No to proszę, sprawdź swoją formę, Kurosaki. Chętnie się przekonam o tym, co pokonało Ciffera.- odpowiedział spokojnym, zrelaksowanym tonem Sven, wyciągając z sayu Angela.
W tej samej chwili powietrze przeszyła błyskawica...
- Kurosaki, wiem, że chcesz walczyć ze Svenem, ale zostaw to mnie.- głos Yakury zabrzmiał między arrancarem, a chłopakiem. Kapitańskie haori błyskało, ozdobione wyładowaniami; prawa dłoń okryta była rękawicą, trzymającą tsubę świetlistej katany. Sora zaczęła śpiewać.
- Kolejny gość? Ilu was jeszcze dzisiaj będzie? Chciałem kupić zwykłe żelki, ale ciągle ktoś mi przerywa, chcąc mnie zabić...- jęknął niezadowolony Sven, nie ukrywając jednak tego po sobie.
- Nie traćmy czasu na rozmowy. Ichigo, rób co chcesz, ale jego zostaw mnie.- Yakura wyprowadził pierwszy atak. Jednak tego, co miało nastąpić, nic, a nic się nie spodziewał.
- Tutaj jesteś, Zgredzie! Jak śmiałeś zamykać mnie z So...rą...- na sekundę przed cięciem, między kapitanem, a Svenem stanęła Eri. Miała czas tylko rozszerzyć oczy w szoku...

To be continued...




2 komentarze:

  1. Bóg mi świadkiem, że nie wiem, co się dzieje, ale wiem, że to wina Serek (oj, te je żele... xD) uno, miło, że "widzimy" jeszcze przepranych do reszty, ale nadal oryginalnych bohaterów Wybielacza, duo, nie wiedziałam że masz takie badassowe alterego =D tres, podobało się!

    OdpowiedzUsuń
  2. YAAAAAAAAAAAAAAAKUUUUUUUUUUUUUUUUUU!! BAKAYARO! Jak śmiałeś przerwać w takim momencie... *zabiera z łóżka kocyk i zamyka się od środka w szafie*
    Ja w imieniu Serek żądam żelek.! I to w bonusowej ilości, za zwłokę.! W sumie wpadnięcie tam samej, albo z Marv nie jest takim zły pomysłem... Ale Grimmuś zostanie sam *rozterki żołądkowo-sercowe*

    Ce więcej, więcej. I szybciej! Proszęęęęęę *robi wielkie proszące kocie paczadła*

    OdpowiedzUsuń