piątek, 28 lutego 2014

~Rozdział XIX "Nieczysta gra Arrancara".

Witam, witam i o zdrowie pytam:3 Jak zapowiadałem, nowy rozdział. Dalej krótszy, ale wolę w taki sposób się przyzwyczaić do pisania :) Szczególnie dedykuję go Serek, wie ona czemu;)
*
Yakura miał tylko sekundę. Sekundę na to, aby wycofać jakimś cudem wprowadzoną w ruch, płonącą Soramusume. Nawet jemu, panu Zanpakutou, trudno było okiełznać żywioł, którym władała jego „córka”. Szczególnie kiedy śpiewała, a jej głos docierał do uszu wszystkich zebranych, nie tylko Eri.
Kuroi zaś w tej jednej chwili bała się. Cholernie się bała Soramusume, czując tuż przed twarzą jej gryzące iskierki. Dotarło to do niej, że wizerunek jaki przedstawiła na treningu kendou był tylko pojemnikiem, kryjącym prawdziwą moc platynowej dziewczyny. A jej głos, pieśń? Kołysanka...? Nie wystarczył fakt zetknięcia się z zabójczymi wyładowaniami. Sora nie była zaś grzeczną dziewczynką. Kiedy walczyła, robiła to od początku do końca. Nie ważne czy jej, czy też wroga. Jaki byłby najlepszy sposób na pożegnanie oponenta, niż zaśpiewanie mu kołysanki żałobnej? „Śmierci mą towarzyszką, bliskie ci jesteśmy”, zdawała się mówić Sora. Ironia, ktoś by powiedzieć mógł. Tak delikatna istota, o czystym, głębokim głosie. A zarazem tak zabójczym. Sora jednak zatrzymała się, bez jakiejkolwiek ingerencji ze strony „Ojca”.
*
Właśnie na taką okazję czekał Sven. Odepchnął na bok skołowaną i zastygłą w bezruchu Eri, uznając ją za robaka. Jego celem był szlachcic, równie zaskoczony, co jego podwładna. Arrancar chwycił w pasie kapitana za jego szatę i silnym ruchem nogi, odrzucił go w kierunku kamienicy będącej tuż przed nimi. Nagły powrót świadomości zmusił Yakurę do hamowania i uniknięcia zderzenia ze ścianą.
- Brawo, kapitanie. Nie spodziewałem się, że ockniesz się tak szybko. Lepiej byś wyglądał tam na dole, wśród szczątków ściany.- mruknął prześmiewczo Hevaniero, po cichu przeklinając refleks Shinigami.
- Byłoby szkoda zaczynać walkę w taki sposób...Eri, co Ty tutaj robisz?!-
- Z...Zgred? Ja...sama nie wiem jak się tutaj znalazłam..- bąknęła niepewnie Kuroi, lądując na rozdygotanych nogach na ziemi.
- Eri, tak? To biedactwo nazywa się Eri...Jak widzę, niezbyt się lubicie, więc nie będzie problemem jak zrobię TO.- chwilę później Angel, jego katana przebiła na wskroś ciało Shi-chan. Widok krwi, spływającej z kącika ust na policzek był oznaką porażki Yakury. Angel nasiąknięty krwią lśnił miejscami, trzymany w ręku Svena. Ichigo zaś pierwszy raz nie wiedział co ma zrobić, czy wtrącić się do walki.
- Jak...przecież to Eri. Nie mogła tak łatwo zginąć?- pytał sam siebie Karakuri, spoglądając na bezwładne ciało Eri, lecące w dół, ku ulicy. Huk kości uderzających o bruk rozszedł się po okolicy. Yakura ledwo stał. Nie potrafił panować nad swoim gniewem, wstrzymać go przed eksplozją. Liczyło się jedno: posiekać Svena...
- Yakura, wstrzymaj się...- dziwny, męski głos zagościł w uszach kapitana. Przekręcił głowę i szeroko rozwartymi powiekami spojrzał na Kurosaki'ego, próbującego go uspokoić.- Widziałem co ten bydlak zrobił, ale nie możesz dać mu tej satysfakcji ze swojego gniewu. Razem go zaatakujemy...-
- Mam gdzieś Twoje pomysły! Dopóki nie poćwiartuję tego sukinkota, nie mamy o czym gadać!- warknął Yakura, jakby był wilkiem, któremu inny samiec próbował odebrać ofiarę.
- Jesteście przeuroczy, panowie. Pozwólcie jednak, że coś wam pokażę.- ledwo to powiedział, a martwe z pozoru ciało Eri uniosło się do góry, będąc ponownie żywym. Yakura nie wiedział czy to wpływ adrenaliny czy to wszystko było snem. Zobaczył żywą Shi-chan, jakby to co się stało przed chwilą nie miało miejsca.
- Eri?!- udało mu się tylko wykrzyknąć, kiedy skierował na Svena wzrok. Arrancar uśmiechał się szeroko, jak gdyby on i obaj Shinigami byli częścią teatrzyku. Jednocześnie przytulał niemą Kuroi do ramienia, wpatrzoną w jeden punkt.
- Zorientowałem się, że byłem na tyle nie miły, zapominając o poinformowaniu o tym, co potrafię.- wyjął katanę z sayu, Angel błysną nieskalany wcześniej widoczną posoką.- Poznajcie Angela, mojego Zanpakutou. Jego cudowną zdolnością jest...tworzenie iluzji.- Ichigo wzdrygnął się na wspomnienie iluzji. Pamięć o Aizenie obudziła w jego głowie obrazy sprzed kilku lat. Karakuri zaś nie mógł uwierzyć w fakt, że poddał się złudzeniu. Nigdy nie był na nią podatny, ale teraz dał się nabrać jak mały dzieciak.- Kurosaki, muszę Cię jednak ostrzec: moja iluzja nie jest tak infantylna jak Aizena. Zresztą, nawet nic jeszcze nie zrobiłem, a już wpadliście w zakres jej działania. To takie żałosne. Ale teraz, zakończmy te pogaduszki, mam zadanie do wykonania.-
Hevaniero ledwo skończył mówić, a jego ręka zastygła w miejscu, spętana lodowymi kryształami. Lodowaty wiatr sprawiał, że letnie popołudnie zmieniło się w zimowy wieczór.
- Rukia!-
- Powiedz mi, Ichigo, czy to wynika z lenistwa, że ciągle gadasz z wrogiem, zamiast atakować go?- porucznik Kuchiki trzymała wyciągniętą i uwolnioną Sode no Shirayuki przed sobą, wycelowaną bezpośrednio w bok Svena.
- Kolejna Shinigami...? Ile was matka miała, co? Przychodzę w prostym celu, chciałem kupić zwykłe słodycze i alkohol, a wy...?!- nie dokończył.
- Tsugi no Mai: Hakuren!- w kierunku Hevaniero ruszyła lodowa fala, zamrażając go do postaci rzeźby. Pod lśniącą powierzchnią widoczny był grymas zdziwienia na twarzy bruneta.
Oniemiałe ciało Eri nagle zniknęło, rozwiewając się na wietrze niczym popielna kukła.
- Karakuri-taichou, wszystko w porządku?- spytała Rukia, lądując obok zaskoczonego Yakury. Ichigo milczał, czując rozgoryczenie spowodowane wtargnięciem dziewczyny na pole bitwy. Po chwili w mózgu Zastępczego Shinigami pojawiło się wspomnienie walki o podobnym przebiegu.
- Rukia, Yakura, odsuńcie się!- jak na zawołanie, lodowa skorupa Hakuren pękła na miliony kawałków, wypuszczając swego więźnia. Sven stał w powietrzu, trzęsąc się z zimna. Angel drżał w jego dłoni, nie wypadając jednak z uścisku właściciela.
- M...myślałaś, kobieto, że zamkniesz mnie na zawsze w tej lodówce? Niedoczekanie. Kuse, za dużo czasu już straciłem w tej zabitej deskami dziurze. Zabieram słodycze z alkoholem i wracam do domu, tam jest cieplej przynajmniej.- Hevaniero zrobił krok do tyłu, po czym zniknął im z oczu. Pojawił się na moment między Rukią, a Yakurą by posłać im żądne zemsty spojrzenie i pobiegł w kierunku miasta. Karakuri próbował go złapać, lecz Arrancar, mając potrzebne łupy, otworzył gargantę, zamknąwszy ją za sobą błyskawicznie.
- I widzisz co narobiłaś? Gdyby nie Twoja interwencja, poradzilibyśmy sobie. A tak drań uciekł, pozostawiając niedopowiedzenia!- jęknął Ichigo, poirytowany zaistniałą sytuacją. Yakura tylko stał, nie mogąc pozbierać jakichkolwiek myśli. To na pewno była najdziwniejsza wizyta w Świecie Żywych, odkąd tutaj gościł.
*
- Ile mamy czekać na te głupie żelki?! Nie ma go już kilka godzin!- zrzędziła płaczliwie Serek, próbując nie myśleć o żelkach. Chociaż...czy jakiejkolwiek myślenie jej w ogóle wychodziło? Marvyanaka zaś, niecierpliwa tylko w środku, posłusznie czekała na powrót Hevaniero. W końcu otworzyła się przed nimi garganta, a w progu stanął Sven.
- Sveniu! Ty podły, wredny...wredny...Arrancarze! Gdzie się podziewałeś, do pioruna?! Ja tu umieram z głodu, Marvy z pragnienia, a Ty co?! Posiedzenie sobie zrobiłeś w mieś...- zamilkła, widząc jak brunet posyła jej spojrzenie śmierci.
- Serek, Marvyanaka, mamy sporo do omówienia...apsik!- skwitował swoją wypowiedź mężczyzna, wycierając nos o chusteczkę.
To był naprawdę dziwny dzień...


~To be continued...

1 komentarz:

  1. W sumie dobrze i niedobrze, że takie krótkie rozdziały. Szybko czyta się, ale nie dzieje się aż tyle.
    To w końcu Eri zginęła czy nie? Bo już nie ogarniam xDDD
    No i oficjalnie Sveniu to mój namba łan, też chcę takiego kogoś do załatwiania żarła i żelków i wódki... Pijane misie <3
    A gdzie mój kapitan Lodówa, kiedy będzie? :v

    OdpowiedzUsuń