No, panie i panowie! Jest, rozdział! :D Krótki na razie, ale niech się rozkręcę jeszcze :3
*
Szok i niedowierzanie. Oba odczucia wryły się w umysł Yakury, odkąd kilka tygodni temu przeżył walkę z blond Arrancarem. Jednak najgorszy z tego wszystkiego był finał. W dniu refleksji nad Mizuką, istota z wrogiej rasy pocałowała go. Bez namysłu, bez jakiegokolwiek zahamowania. Zignorowałby ten fakt, gdyby nie jego "ukochana" córka, grająca rolę przypominajki od czasu tamtej "tragedii". Yoruhime nie tylko obwiniała go o śmierć matki, ale regularnie wyrzucała kubeł słownych pomyj. Ba, nawet członkowie 5-tej dywizji wyśmiewali jego zapędy. Po kryjomu, rzecz jasna, bo mało kto miał odwagę otwarcie go oczernić. Atmosfera w koszarach nie skłaniała mimo tego do śmiechu. Próbując zniszczyć wizerunek amanta, Karakuri zarządzał co kilka dni mordercze treningi. Być może uznał, że jeżeli jego podwładni będą wystarczająco wyczerpani z sił, nie będą mieli energii na kolejne docinki.
- Kiedy wreszcie Kapitan da nam odetchnąć?! Od rana nic tylko ćwiczymy dolne i górne uderzenia!- pojękiwania jednego z shinigami zdawały się nie ustępować. Sprawy nie polepszał fakt przyjścia upałów, które potęgowały zmęczenie. Plac treningowy był niczym ślizgawka, wilgotny od potu żołnierzy z 5-tki.
- Nie trzeba było plotkować i żartować z niego, idioci. Nawet mnie zrobiło się jego żal, o dziwo!- złośliwy głos Eri zabrzmiał na placu. Rudowłosa obserwowała trening, siedząc na murku otaczającym plac. Odkąd przekonała Zgreda aby mianował ją, nieoficjalnie oczywiście, asystentką
w kwestiach zarządzania dywizją, miała pełną swobodę na terenie koszar. Zdziwiło ją tylko to, jak łatwo zgodził się na tą nominację. Naturalną rzeczą byłoby wyrzucenie jej na zbity pysk. Tamtego dnia był wyjątkowo ugodowy.
- Hej, Zgredzie! Jak tam romansowanie z cycatym niedźwiedziem?!- rzuciła głośno, wchodząc do biura. Ledwo powstrzymała wewnętrzny chichot przed ucieczką. Yakura nawet nie spojrzał na nią, siedząc skupionym przy biurku.
- W jakiej sprawie przyszłaś, Kuroi?- odpowiedział beznamiętnie, wciąż trzymając wzrok w dokumentach. Nie miał zamiaru przejmować się jej żartami.
- Zgredzie...zauważyłam, że w koszarach panuje chaos. Odkąd miałeś pojedynek z tą Marvyanaką, Twoi "podopieczni" zaczęli Cię określać casanovą...- Kuroi usiadła na przeciw niego. Nigdy nie widziała go tak skupionego. Czyżby próbował się ukryć pod swoją zasłoną niczym z lodu?
- Będziesz go zatem pilnować. Uczysz się jeszcze, więc nie jesteś pełną Shinigami. Mogę jednak mianować Ciebie moją asystentką. Potraktuj to jako praktyki zawodowe.- w końcu, po raz pierwszy od kilku minut spojrzał na nią. Mimo chłodu na twarzy, widziała smutnego człowieka. Jego oczy nie umiały jej okłamać. Ukrywały wszelką złość, frustrację, smutek jaki w sobie kumulował. Pierwszy raz widziała w nim wrażliwego człowieka, a nie bezdusznego oficera.
- Ale ja...w sumie, o to chciałam Cię prosić, Zgredzie. Nudzę się w Akademii i dodatkowe zajęcie dobrze mi zrobi.- zaczęła się tłumaczyć, chcąc ukryć zaskoczenie.
- Masz nominację. Dobranoc.- skwitował ją krótko, ponownie mając przed oczami raporty. Ten wieczór zmienił jej mniemanie o Zgredzie. Wciąż zasługiwał na ten tytuł, mimo to, ale nie był już taką lodówą jak Kuchiki. A to już zmiana na lepsze.
*
W Hueco Mundo panował dziwny spokój. Miejscowa fauna zdawała się być niewidoczną na tle szarych piasków, zasysających smętne wertepy krainy Pustych. W oddali majaczyły ruiny Las Noches, niegdyś perły w koronie tego miejsca. Widok tańczących płomieni na ognisku dodawał kolorytu i żywotności krajobrazowi. Z dobroci jego ciepła korzystała trójka istot, podwaliny nowej Espady Svena Hevaniero. Zarówno on, jak i Grimmjow ze swoją nową Fraccion, Delimei, zdawali się być zagłębieni w kompletnej ciszy. Dopiero bliższa obserwacja pozwoliłaby ujrzeć gniew na twarzy Cero Espady. Z natury spokojny i cierpliwy, nie potrafił tym razem zdusić w sobie złości na Marvyanakę. Pierwsza myśl, jaka mu przychodziła do głowy to ucieczka jego podopiecznej. Tylko dziwił go fakt, że dokonała tego sama. Widząc zażyłość między nią, a Delimei, wydawać by się mogło, że nie zapomniałaby o swojej przyjaciółce. Próbował wymusić informacje od kocicy, jednak ta milczała jak zaklęta. „Ironia, wobec siebie są lojalne, ale szacunku do mnie w ogóle nie mają”, narzekał bezgłośnie Sven. Zaskoczenie zastąpiło irytację w chwili, kiedy na szarym niebie ukazała się groteskowa brama Garganty. Niedźwiedzica wróciła.
- Marvy!- Delimei zerwała się z piasku i pierwsza pobiegła w kierunku towarzyszki. Ta zaś, wyczerpana i rozgrzana z emocji, niepewnym krokiem zeszła na nierówną powierzchnię pustyni.
- Daj mi odpocząć, dobra? Wystarczy, że za parę chwil dostanę porządny ochrzan ze strony szefa.- oznajmiła Marvyanaka jękliwym tonem. Nie myliła się. Sven dołączył do kocicy, posyłając wymowne spojrzenie ku blondynce. Mimo, że znała go dosyć krótko, nigdy nie widziała tyle złości i zawodu w jego oczach, jak teraz. Potrzebowała jednak chwili wytchnienia. To, co poczuła w ogrodzie Karakuri było...nieziemskie. Jedynym problemem było to, czy powinna coś takiego czuć. Niczym prawdziwa niedźwiedzica z chcicą, pragnęła dotyku Yakury. Skoro tak, to czemu się wycofała? Pomijając fakt, że jakaś nieznana dziewczyna ich przyłapała, nie miała ochoty uciekać. Nie miała najmniejszej ochoty…
- Gdzieś Ty się podziewała?! Słucham?!- krzyknął wzburzony Sven, aby po chwili głębokiego oddechu, uspokoić się.
- W Seireitei, towarzyszu...A nie mogłam tam iść?- zapytała prześmiewczo, pokazując mu obraźliwie język.
- Gdybyś mogła, to dawno bym tam posłał Twój głupi tyłek. Zapomniałaś chyba o kilku ważnych rzeczach, „Marvy”. Po pierwsze: nie jesteś tu szefową. Po drugie: dopiero od niedawna jesteś Fraccion, Arrancarem. Myślisz, że jesteś wystarczająco silna by zabić choćby porucznika?!- można było usłyszeć wymuszoną troskę w jego głosie. Tak naprawdę miał to gdzieś czy Marvyanaka by przeżyła spotkanie z shinigami. Jednak utrata Arrancara osłabiłaby jego nową Espadę, pozycję. Grimmjow również miał Fraccion, ale nie Arrancara. Równie dobrze mógłby ją pożreć z nudów, a i tak mało co by stracił.
- Daj se siana, Hevaniero! Jeżeli cizia chciała się zabawić- jej wybór. Koniec końców, sam kiedyś zaatakowałem Karakurę. Co prawda, straciłem po tym rękę, ale było warto!- wtrącił się dawny Szósty. Na samo wspomnienie o Kurosakim dostawał kręćka. Jakby myśl, że mógłby go jeszcze ponownie spotkać, dodawała mu wigoru.
- Stul pysk, Grimmjow. To ja tu wydaję rozkazy i decyduję o tym, kto może opuszczać Hueco Mundo. Następnym razem nie będę się przejmował jej zgonem, jeżeli ucieknie. Skoro to jej „wybór”, to niech nie oczekuje ode mnie wieńca pogrzebowego.-skwitował, odwracając od nich wzrok. W głowie miał kolejny plan, pomysł kolejnego rozszerzenia Espady. Mimo tego, słowa Svena nie obchodziły Niedźwiedzicy w jakikolwiek sposób. Miała dosyć wrażeń jak na jeden dzień i reprymendy Hevaniero nic już nie zmienią. Chciała tylko odpocząć, zanurzyć się w marzeniach...Pięknych, lecz w nie realnych marzeniach.
*
Amok i chaos panowały w laboratoriach Dwunastej Dywizji Gotei. Pierwszy raz od czasu walk w Hueco Mundo na terenie Soul Society pojawił się Arrancar. Słaby, o dosyć niskim poziomie reiatsu, ale jednak. Wróg przedarł się do siedziby shinigami. Początkowo winę zwalano na słabej jakości bariery, które nie pozwalały na otwieranie bram Senkaimon w dowolnym miejscu. Ale Garganta była czymś zupełnie innym, niż bramy używane przez kapitanów bądź oficerów polowych. Kapitan Kurotsuchi Mayuri szybkim krokiem przemieszczał się między poszczególnymi salami. Sporych rozmiarów czytniki i monitory ukazywały setki statystyk, w których tylko on się odnajdował. No, może również jego pracownicy. Jego głowę zaprzątała jednak rewolucyjna myśl. Prowokacja. Skoro słaby Arrancar może się zjawić w Soul Society bez większych przeszkód, czemu by go nie pojmać? Byłby idealnym materiałem do badań, w porównaniu do tego co sprowadził ze świata Pustych.
- Rin! Gdzie są wyniki analizy pozostałości reiatsu Garganty?!- ryknął do wystraszonego oficera, który z wrażenia upuścił kilka skoroszytów.
- J-już do pana idą, kapitanie!-
- Łamaga...Gdyby nie to, że potrzebuję ludzi przy nowym projekcie, już bym was wszystkich zwolnił, w najlepszym wypadku.- mruknął poirytowany, by po chwili wziąć do rąk obszerny raport, którego zażądał.- Świetnie...gdyby odtworzyć tę Gargantę…Nemu! Idziesz ze mną, mamy sporo pracy!- krzyknął ponownie, ale tym razem jego umalowaną twarz zdobił szaleńczy uśmiech zadowolenia.
- Tak jest, Kurotsuchi-sama. Pragnę wspomnieć, iż kapitan Karakuri prosił o spotkanie.- przemówiła porucznik 12tki, niczym zaprogramowany robot.
- Yakura, tak? Może w końcu zgodził się na badanie okulistyczne…- wyszeptał naukowiec, a uśmiech nie tylko zagościł na jego ustach, jak i w głowie.
- Próbuj dalej, Kurotsuchi. Chcę wiedzieć...skąd przyszła ta Arrancar. I tym razem, pozbyć się jej przy pierwszej okazji…-
~To be continued